W pracy mam dni że nie pokazuje po sobie ,że jest coś nie tak uśmiecham się do ludzi ,ale jak tylko wracam do domu mój nastrój zmienia się o 360 stopni dużo płacze dużo myślę nie daje sobie rady .. Proszę nakierujcie mnie co mam robić ,gdzie mam iść po jakąś pomoc Myślę ,że potrzebuje z kim porozmawiać . Dziękuję . Nie polecam !!! Mobbing !!! Chamstwo , krętactwo w tej firmie to na porządku dziennym …. Wypłaty każdego miesiąca nie zgadzają się z tym co masz na umowie. Totalne braki kadrowe. Brak możliwości bezpośredniego kontaktu z kadrami. Brak benefitów. Brak premi , masz tylko 200 zł na kartę przedpłaconą , w dodatku tylko w Aldi auskommen jest tłumaczeniem "dawać sobie radę" na niemiecki. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Same świetnie dajemy sobie radę. ↔ Wir können gut ohne sie auskommen. dawać sobie radę. radzić sobie, nie mieć z czymś problemów [..] + Dodaj tłumaczenie. Mamy więc emocjonalną kobietę, która po śmierci partnera staje na nogi i daje radę. I mężczyznę, który uczuć nie okazuje, jest silny, niezależny, a gdy traci partnerkę, przestaje sobie radzić z życiem. Bo tu właśnie okazuje się, że ten męski brak uczuć nie jest do końca prawdą. Kiedy nie dajemy rady, najgorzej jest podjąć decyzję pod wpływem emocji. Mówi się jeden wybór i załatwione, jednak możemy łatwo popełnić błąd. Tutaj emocje powinny być wyciszone. Wątpliwości często pojawiają się tuż przed metą. Prawie osiągnęliśmy cel, aż tu nagle postanawiamy zboczyć z obranego kursu. Nie jestem w stanie żyć od rozstaniawieczorami jadę na tabletkach nasennych bo nie dam bym rady.zapłakał bym siętak, stary facet Pozostaje psycholog. 9 Odpowiedź przez Psycholog Na Niby 2022-02-07 15:25:48 GHDnZUr. Mam 24 lata, mieszkam na wsi. Nie wiem, czy to depresja, czy co, ale normalnie nie chce mi się już żyć! Mój największy problem jednak to kobiety, bo nie umiem się z nikim związać, choć bardzo tego chcę i potrzebuję. Nie wiem, co robić. Często mam myśli samobójcze, bo normalnie nie daję rady już!!! Romek MĘŻCZYZNA, 25 LAT ponad rok temu Pierwsze objawy autyzmu Autyzm to dziecięce zaburzenie rozwojowe. Częściej występuje u chłopców niż u dziewczynek. Sprawdź, co jeszcze warto wiedzieć na temat autyzmu. Obejrzyj film i dowiedz się, jakie są jego pierwsze objawy. Witam Pana! Myśli samobójcze są bardzo niebezpiecznym objawem i stanowią bezwzględne wskazanie do konsultacji z psychiatrą lub psychoterapeutą. Proszę, aby opisał Pan szerzej cały problem, ponieważ na podstawie tak niewielu informacji, mogę jedynie poradzić, aby umówił się Pan na wizytę ze specjalistą, np. w Poradni Zdrowia Psychicznego. Pozdrawiam. 0 Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych znajdziesz do nich odnośniki: Potrzebuję się z kimś związać. Błagam, pomóżcie mi! – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Czy możliwe jest, że mam depresję? – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Myśli samobójcze po odejściu żony – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Myśli samobójcze. Co z nimi zrobić? Czy jest w ogóle sens coś robić? – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Nie chcę już chodzić do psychiatry. Jak sobie poradzić samemu? – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Czy myśli samobójcze to objaw depresji? – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Nie widzę sensu życia – odpowiada Paulina Witek Jak sobie poradzić z myślami samobójczymi? – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Skąd ten pesymizm i zmiany nastroju? – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Co mam robić? Nie chcę już żyć... – odpowiada Mgr Joanna Żur-Teper artykuły Pyskuję do mamy, nie potrafie przeprosić, bo jestem głupia. Mogłabym mieć lepsze oceny, takie jak koleżanka, ale chyba jestem za głupia. Nie radzę sobie z płaczem, zabiłabym się, ale to grzech. Nie mówię mamie, co sie ze mną dzieje. 13-latka Szkoda, że nie potrafisz rozmawiać z mamą. Nikomu tak jak mamie nie zależy na Tobie! Powiedz jej normalnie, że nie radzisz sobie z emocjami, z nerwami, sama siebie nie rozumiesz. Może mamazacznie wspominać, jak ona ten okres przeżywała. Może mama wiele będzie Ci mogła każdy nastolatek przechodzi coś takiego w tym właśnie wieku!Przeżywasz typową burzę hormonalną. Do tego nie czujesz się pewna, bardzo źle siebie oceniasz. Nad tym powinnaś pracować, by się utwierdzić, że jesteś mądra, dobra, zdolna, ładna, masz mnóstwo siebie cenić,zacznij być stanowcza, odważna. Z poczucia bezradności budujesz jakieś dziwneteorie. Np napyskowałaś do mamy i wstydziłaś się przeprosić. Zamiast to szybko zrobić, zaczynasznazywać się głupią, źle się czujesz, chcesz się to śmiertelny grzech. Nikt nie ma prawa odebrać sobie życia, bo życie należy do Boga i tylko Bóg moze je zakonczyć. Jeśli ktoś popełnia samobójstwo, to robi to w całkowitym braku świadomości, to jest tragedia, zaćmienie umysłu. Młodzież ma okropny zwyczaj mówienia o samobójstwie z drobnych powodów. Jak macie sobie poradzić w dorosłym życiu z wielkimiproblemami, jeśli z powodu drobiazgów chcecie sie zabijać? Moje rady:1. Powiedz sobie z całą powagą, że jest pewna wspaniała młoda osoba- mądra, ładna, zdolna. Idź do lustra i uśmiechnij się wesoło, gdyż ta osoba to właśnie Ty!!!! To ćwiczenie powtarzaj sobie za każdym razem, gdy wpadasz w różne smuti i dołki Przejrzyj księgę psalmów w Starym Testamencie. Tam znajdziesz różne fragmenty, na różne stanyu psychiczne- od skrajnego smutku po radość i Połóż się raz dziennie i przypomnij sobie jakieś bardzo miłe chwile, ładne miejsca, zdarzenia. Przenieś sie do tamtych miejsc wyobraźnią. Zrób sobie z nich jakby "tabletki optymizmu" i kilka razy w ciągu dnia je zażywaj. 4. Nie jesteś głupia. Każdy człowiek jest wielką wartością, jest dzieckiem Bożym, jest kochany przez Boga, Ty też!!! Nie obrażaj samej siebie nigdy więcej!5. Wiadomo,że Twoje hormony szaleją. Ale Ty sie tak łatwo nie poddawaj. Niech Twój rozum rządzi Twoim życiem, a nie Na Twoje smutki i depresję najlepszym lekiem byłby śmiech i ruch! Powinnaś regularnie ćwiczyć, chodzić na tańce albo na jakiś aerobic, na SKS. Ruch wyzwala tak zwany hormon szcześcia. Dlatego dawniej, gdy ludzie żyli w ciągłym wysiłku fizycznym, rzadziej chorowali na psychiczne ludzie, którzy potrafia się dużo śmiać, a najlepiej z siebie, też są zdrowsi ten list kilka razy. A potem idź do mamy i prosto powiedz, że masz problemy z samą sobą, że Ci głupio o te wybuchy, Środę Popielcową idź do kościoła, do spowiedzi, wsłuchaj sie w każde słowo, pogrąż sie w modlitwie i od razu poczujesz się inaczej!!!!Więcej listów:zadaj pytanie... « ‹ 1 › » oceń artykuł fot. Adobe Stock Po trzeciej w ciągu dwóch miesięcy infekcji Helenki zaczęłam mieć wrażenie, że na naszą rodzinę ktoś rzucił klątwę. Dzieci wiecznie były chore, Janek miał problemy z szefem, ja stłukłam kryształową misę od babci… Wszystko szło coraz gorzej, a do tego mąż poinformował mnie, że do Polski przyjeżdża jego mama. – Ale teraz? Do nas? – wpadłam w popłoch. – Skąd taki pomysł? – Nie widziała nas od naszego ślubu – przypomniał mi. – No i chce poznać wnuki. To chyba normalne, nie sądzisz? Twoja mama praktycznie u nas mieszkała po pierwszym i drugim porodzie. No tak, tyle że moja mama jest zgodną, ciepłą kobietą, która każdemu nieba przychyli. A moja teściowa… Wiem, że wiele synowych utyskuje na teściowe, i zawsze sobie obiecywałam, że ja taka nie będę. Chciałam się dogadać z panią Romaną, zaskarbić sobie jej sympatię. Tyle że podczas ślubu i wesela byłam w ogromnym stresie, a ona wyglądała na absolutnie niezadowoloną ze wszystkiego. Już na naszym weselu pokazała, na co ją stać – No tak, mama jest bardzo wymagającą osobą – przyznał mi rację świeżo upieczony małżonek. – Właściwie to bym powiedział, że jest perfekcjonistką. U nas w domu nic nie miało prawa leżeć nie na swoim miejscu. – Ale to były tylko pomylone winietki… – westchnęłam. To była główna przyczyna niezadowolenia mamy Janka. Jakimś cudem winietka z jej imieniem znalazła się przy bocznym stole zamiast przy głównym. Błąd szybko naprawiliśmy, ale widziałam dezaprobatę na twarzy teściowej. Do tego skomentowała, że mój perłowy lakier do paznokci jest „bardziej wieczorowy niż ślubny” i dwa razy odesłała kelnera z daniem, bo coś jej nie pasowało. Tak, rzeczywiście pasowało do niej słowo „perfekcjonistka”. I właśnie dlatego wpadłam w panikę, że przyjeżdża. Bo ja – dla odmiany – byłam absolutnie nieperfekcyjna. Nie mam pojęcia, jak pani Romana zdołała wychować trójkę dzieci i utrzymać przy tym nieskazitelny porządek. Ja nie dawałam sobie rady już z jednym, a kiedy urodziłam drugie, nasz dom zaczął przypominać obóz przetrwania. Posprzątane nie było praktycznie nigdy, chociaż pilnowałam, żeby nie było brudno. Ale mnóstwo rzeczy zdecydowanie nie leżało na swoich miejscach. Ba! Spora część z nich nawet takiego miejsca nie miała, jak tor samochodowy Leosia rozłożony w dużym pokoju czy piłka do fitnessu, na której uwielbiała podskakiwać Helenka. Po prostu trzeba było lawirować pomiędzy tymi przeszkodami, starając się na nic nie nadepnąć ani niczego nie zniszczyć. – Nie mam czasu ani siły sprzątać przed przyjazdem twojej mamy – powiedziałam mężowi. – Może tylko ogarnę łazienkę. Mógłbyś wynieść słoiki do piwnicy? I zabrać te pousychane kwiatki z parapetów? – Jak znajdę chwilę – odmruknął, sprawdzając coś w smartfonie. Normalka. Mimo że oboje pracowaliśmy zawodowo, Janek wyniósł z domu przekonanie, że on nie musi się tym domem zajmować. Nieraz opowiadał mi, jak to jego ojciec przynosił mamie kwiaty i ją komplementował za to, że tak wspaniale prowadzi mu dom. Tyle że teść pracował, natomiast pani Romana nie. A ja? Po pracy miałam drugi etat w domu – pranie, sprzątanie, gotowanie… Ale nie miałam też złudzeń – skoro mój mąż jako dziecko nie wykonywał żadnych prac domowych i nie widywał ojca pomagającego mamie, to marne są szanse, żeby palił się do równego podziału obowiązków domowych. Nieszczęsne martwe rośliny usunęłam dziesięć dni później, kiedy teściowa dzwoniła domofonem. Upchnęłam je do kosza na śmieci, a puste słoiki wsunęłam pod stół. Chwilę później na progu stanęła starsza dama w wiśniowej sukience i z elegancką walizką na kółkach. Żołądek ze stresu zacisnął mi się w wielki węzeł. Teściowa była na szczęście zmęczona podróżą i szybko poszła spać. Ja zajęłam się sprzątaniem po kolacji. W pewnym momencie jej sylwetka pojawiła się za szklanymi drzwiami do kuchni. – Ojej, byłam za głośno? – zmartwiłam się, że nie daję jej spać. – Już kończę. Tyle tych garnków i naczyń po całym dniu… – Dużo gotujesz – zauważyła. – Dzieci nie mają obiadów w przedszkolu? Odpowiedziałam, że mają, ale o dwunastej trzydzieści, więc i tak muszą zjeść coś ciepłego w domu. – Więc gotujesz wieczorami na następny dzień? – chciała wiedzieć. Czułam się jak na przesłuchaniu, ale grzecznie odpowiedziałam, że tak, wieczorami, kiedy wrócę z pracy, a potem wkładam jedzenie do lodówki. Teściowa rozejrzała się po zagraconej kuchni i dałabym sobie głowę uciąć, że pomyślała, jaką jestem fatalną panią domu. Następnego dnia było jeszcze gorzej. Leoś miał stan podgorączkowy, więc nie zawiozłam go do przedszkola. Jak zawsze, kiedy któreś z dzieci chorowało, wzięłam pracę zdalną, co oznaczało w praktyce, że jednocześnie zajmowałam się marudnym maluchem i obsługiwałam klientów naszej firmy przez specjalny formularz. Teściowa weszła, kiedy odpisywałam na zażalenie w sprawie opóźnionej wysyłki towaru, jednocześnie pozwalając synkowi jeździć mi po plecach samochodzikiem, bo wtedy przynajmniej był czymś zajęty. – Wcześnie wstałaś – rzuciła. – Dzisiaj będziesz w domu? – Mały coś złapał. Ale normalnie pracuję. Zrobić mamie kawy? – już chciałam wstać od komputera, chociaż nie skończyłam maila z wyjaśnieniami dla klienta. – Mnie? – uniosła brwi. – Nie, ale ja ci mogę zrobić. Po chwili była już w kuchni. Przez przedpokój widziałam, jak ściera blat i czyści ekspres. Znowu czułam jej milczącą dezaprobatę. Wiedziałam, że ma mnie za beznadziejną gospodynię Teściowa zaoferowała, że zrobi obiad, żebym ja mogła pracować. Ale nim obrała jarzyny, naostrzyła mi noże, a potem zrobiła porządek w szafce z kaszą i ryżem. Kiedy jedliśmy, dużo pytała o to, kiedy mam czas na prowadzenie domu i czy lubię swoją pracę. Wiedziałam, do czego zmierza, i supeł w moim żołądku rósł. – O, ale tu czysto! – skomentował Janek po powrocie z pracy. Tak, było czysto, bo jego matka wszystko posprzątała! A ja czułam się przez to jak ostatnia fleja. Wiedziałam, co o mnie myśli: że nie daję sobie rady. Wyczuwałam krytykę w jej uniesionych brwiach, kiedy zajrzała do lodówki, i głębokim westchnieniu, gdy otworzyła szafkę pod zlewem. Próbowałam tłumaczyć, że późno wracam z pracy, a zawsze jest tyle do zrobienia, że po prostu nie miałam kiedy uporać się z tymi szafkami. Kiedy odkryła słoiki pod stołem, z rezygnacją westchnęłam, że prosiłam o to Janka przez ponad tydzień. Brwi teściowej powędrowały jeszcze wyżej, a ja przypomniałam sobie, że ona niczego nie wymagała od swojego męża. Musiałam wyjść do apteki po lekarstwo dla Leosia. To była chwila ulgi, ale wracałam zestresowana, wiedząc, że teściowa właśnie rozmawia sam na sam z synem. Zapewne o tym, jaką fatalną żoną i gospodynią jestem. Kiedy stanęłam pod naszymi drzwiami, usłyszałam jej podniesiony głos: – To absolutnie niedopuszczalne! Małżeństwo nie na tym polega! Zapiekły mnie oczy i miałam ochotę uciec. Teściowa mówiła dalej: – Jak mogłeś do tego dopuścić?! Rozejrzyj się! Nagle podjęłam decyzję, że nie ucieknę. Nie! Wejdę tam i powiem jej, że pracuję i nie mogę poświęcać się domowi i rodzinie tak jak ona! I że nie ma prawa mnie osądzać! Otworzyłam drzwi i wtedy usłyszałam ciąg dalszy przemowy teściowej: – …nie pomagał mi. Ale ja nie pracowałam, więc mogłam prowadzić mu dom. Twoja żona pracuje i należy jej się za to szacunek. Żebyś ty jej przez tydzień słoików do piwnicy nie wyniósł?! Wstyd mi za ciebie! To twoja żona, a nie służąca! Słyszałam niemrawe protesty Janka, ale jego matka jeszcze nie skończyła. Obsztorcowała go, że nie dzieli się ze mną obowiązkami domowymi i nawet nie pozmywał po wczorajszej kolacji. A na koniec oznajmiła swojemu synowi, że ma wspaniałą żonę i musi się postarać, żeby na nią zasługiwać. Zupełnie mnie zatkało. Wyszłam wtedy po cichutku i wróciłam po dziesięciu minutach. Nigdy się nie przyznałam, że słyszałam tę rozmowę. Teściowa została jeszcze kilka dni, posprzątała mi, co tylko mogła, zajmowała się dziećmi. Faktycznie okazała się perfekcjonistką, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Kiedy się z nami żegnała, widziałam, jak groźnie popatrzyła na Janka To było spojrzenie z gatunku: „Pamiętaj, co ci mówiłam!”. I chyba pamięta, bo już nie muszę prosić go sto razy o zrobienie czegoś. Czasami nawet nie muszę prosić raz, bo sam sprząta, zmywa i wynosi słoiki. Naprawdę lubię moją teściową! Czytaj więcej prawdziwych historii:Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystkoZnaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinieByć kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu napisał/a: agasiz 2011-08-28 11:07 Witam bardzo serdecznie. Chciałem z Wami podzielić się swoim problemem który od długiego czasu nie pozwala mi normalnie funkcjonować w środowisku, tym problemem jest DEPRESJA. Jest to choroba która potrafiła powalić na kolana 32 letniego faceta który w życiu zawodowym starał się pomagać innym ludziom szczególnie młodym w rozwiązywaniu swoich problemów (pedagog) a sam nie potrafi rozwiązać swoich co za ironia losu. Nie wiem jak poradzić sobie sam z sobą nie mam na nic ochoty i sił tumiwisizm i obynietrzebabyłowychodzićzłóżka to dla mnie chleb powszechny, wyciągnąć mnie z domu to nie lada sztuka nie mówiąc już o problemach ze sferą uczuciowo-intymną jej po prostu obecnie nie ma po prostu brak zainteresowania jest totalny z mojej strony. Byłem u psychiatry brałem do tej pory venafleksynę teraz mam zmienione leki na escitalprolam tzn jestem w trakcie schodzenia z jednego i przechodzenia na drugi w/w lek nie wiem czy to jest tego efekt ale w nocy zasnąć nie mogę mam napady paniki i strasznego lęku plus drżenie rąk i nerwowy ból żołądka. Mam problemy w pracy a raczej byłej pracy bo zostałem wyrolowany przez mojego dyrektora który zwolnił mnie aby przyjąć swojego protegowanego na moje stanowisko prócz problemy w domu opiekuję się 85 letnią babcią która traktuje mnie jak 12 latka wykańcza mnie i psychicznie i nerwowo. nie wiem co robić już niekiedy odechciewa mi się żyć. Pomóżcie napiszcie coś co może wam pomogło wyjść z podobnej sytuacji. Pozdrawiam napisał/a: agasiz 2011-08-28 20:38 Nie wiem czy to normalne w przechodzeniu z leku na lek venafleksyna na escitaprolam ale jestem jednym kłębkiem nerwów i lęku i paniki nie mówiąc o dołach jakie łapie, dzisiaj jest jakiś koszmar normalnie napisał/a: teaman1986 2011-08-29 02:49 Cześć agasiz. Ja biorę wenlafaksynę już przez ponad półtora roku (od stycznia 2010 r.) i na mnie również ona nie działała, bądź działała słabo. Aktualnie jestem w trakcie jej odstawiania, ponieważ nie mam "czystej" jednobiegunówki, lecz CHAD, a antydepresanty (nawet te nowoczesne, takie jak SSRI) mają tendencję do nadmiernego indukowania faz maniakalnych (u mnie raczej hipomaniakalnych) w przebiegu CHAD, co też u mnie prawdopodobnie miało miejsce-i to przy jednoczesnym niepoprawianiu faz depresyjnych przez wenlafaksynę. Wyraźną poprawę odczułem dopiero po wdrożeniu do leczenia "Convulexu" i "Depakine Chrono" (czyli normotymików), z tym że przez pewien czas brałem tylko 600 mg/dobę i to było dla mnie za mało-naprawdę dobrze poczułem się dopiero po zwiększeniu dawki dobowej do 900-1000 mg (2x500 mg rano i wieczorem). Jednakowoż, zapewnie nie odstawię całkowicie wenlafaksyny (obecnie biorę 112,5 mg/dobę, ale stopniowo coraz mniej), gdyż rzekomo kwas walproinowy i jego pochodne (w moim przypadku walproinian sodu) wzmagają jej działanie przeciwdepresyjne. Jeszcze mi się przypomniało, że gdy nagle całkowicie zrywałem z wenlafaksyną (przestawałem łykać kapsułki z dnia na dzień), to od razu miałem nieprzyjemne objawy uboczne, wręcz poważnie utrudniające normalne funkcjonowanie, a mianowicie zbierało mi się na wymioty, miałem nudności, mdłości, zawroty i bóle głowy (zażywałem oryginalny "EfectinER", a jakiś czas temu przeszedłem na zamienniki-"Velafax" i "Venlectine"). Muszę przyznać, że przez pewien czas brałem nawet 225 mg wenlafaksyny na dobę, a jest to minimalna dawka aplikowana w leczeniu depresji w szpitalach psychiatrycznych. Na depresję mogę Ci jeszcze polecić "Ketrel", jednak jest to porada czysto teoretyczna, gdyż mam wrażenie, że źle na mnie działa, tzn. za bardzo mnie "zamula" i pogłębia moje objawy depresyjne (senność, zmęczenie, brak energii do działania, apatię, uczucie wszechogarniającego cierpienia). Najpierw jeden z psychiatrów przepisał mi go jako środek nasenny w małych dawkach (25-50 mg, gdyż mam też zaburzenia rytmu okołodobowego, a do tego czasami nadmierne pobudzenie w fazie hipomanii występowało u mnie wieczorami/w nocy), a obecnie moja stała psychiatrka zaleciła mi "Ketrel" stricte na depresję w dawce 100 mg/noc, ale biorę go tylko czasami (gdy nie mogę zasnąć), gdyż, jakem napisał, chyba źle się po nim czuję. Z kolei jeszcze inna psychiatrka polecała mi włączenie „Ketrelu” na stałe do mojego schematu leczenia, gdyż podejrzewała u mnie spektrum zaburzeń schizoafektywnych i osobowość schizoidalną. Kwetiapina (fumaranu) to środek przeciwpsychotyczny najnowszej generacji, a ponadto rzekomo badania kliniczne wykazały jej wysoką skuteczność w leczeniu depresji przy długotrwałym stosowaniu. Z kolei na napady lękowe mogę polecić Ci lewomepromazynę („Tisercin”), której co prawda nie „ćpałem” osobiście, ale jest mi wiadomo, że stosuje się go w zespołach lękowych. Ewentualnie mogę się podpytać mojej siostry o jakieś dobre środki na lęki, gdyż leczyła się ona na nerwicę lękową. Wiem, że moje porady dla Ciebie mogą nie być supertrafione, skoro cierpisz na klasyczną depresję, a nie na CHAD (tak jak ja), jednak uważam że nasze przypadłości są do siebie mocno podobne, ponieważ w przebiegu moich zaburzeń czas trwania stadiów depresyjnych jest zdecydowanie dłuższy niż hipomaniakalnych. Pozdrawiam, RJPS napisał/a: agasiz 2011-08-29 07:18 Widzisz u mnie wszystko zaczęło się jakieś 4 lata temu też zacząłem swoją przygodę z venafleksyną ale psychiatra zmienił mi ją na citaprolam plus mitrazepinę wszystko byłoby ładnie i pięknie gdyby nie to że po ok 8 mcach nei przestało działać i nie byłoby dodatkowych 20 kg po mirtazepinie jadłem jak oszalały i znów wróciłem do venafleksyny najpierw 75 mg potem 150. tak było do teraz teraz psychiatra kazał mi ją zmienić na escitalprolam i własnie jestem w trakcie schodzenia z alventy i wchodzenia na es... to jakis koszmar dziś udało mi się zasnąć koło poza tym biegunka i takie dziwne stany lękowo nerwowe z dodatkiem paniki że hej na niczym nie mogę się skupić i wgle masakra. Psychiatra coś mówił mi że dołoży mi trazodon ale pierw out venafleksyna. No i po venafleksynie moje funkcje seksualne spadły do prawie zera co nie jest miłym objawem :( Pozdrawiam agasiz napisał/a: Agusia1982 2011-08-29 11:17 Przy lekach psychotropowych,schodzeniu z dawki,wchodzeniu na nową takie stany jak opisujesz są zupełnie normalne i mogą trwa nawet 2,3 tygodnie. Gdyby po tym czasie nie było poprawy to trzeba zastanowić się czy lek jest odpowiednio dobrany. Pamiętaj jednak,że sam lek sprawy nie załatwia...w Twoim przypadku może zastanowił byś się nad terapią?szkoda życia. Nie jestem pewna czy sam dasz rade a gdyby ktoś poprowadził za rękę będzie znacznie łatwiej. Praca nad sobą,wytrwałość to jedyna słuszna droga. Oczywiście leki pomocniczo jak najbardziej...ale nie jako jedyna droga do sukcesu. napisał/a: agasiz 2011-08-29 19:20 Wiesz dlatego postanowiłem iść do psychiatry żeby leczenie mojej depresji było pod fachowym okiem a nie na zasadnie może to zadziała albo to w wykonaniu lekarza rodzinnego. Co do psychoterapii z tym może być problem a nawet duży problem. a Venaflexynę odstawiam następująco: dzień zero 150 mg dzień 1 - 7, 100 mg venaflexyny rano + 5mg escitaprolamu wieczorem, dzień 8 - 14 50 mg vena + 5 mg escit... 15 dzień 10 mg escita.... wieczorem już bez venaflex. Wiec jest to chyba dość rozsądne postępowanie moim szczęściem jest to ze mam venaflexynę w postaci podzielnej przez 3 wiec nie ma problemu z dzieleniem. mam mieć dołożony jeszcze trazodon ale to po odstawieniu veny... Co myślicie o takim postępowaniu nadmieniam ze lęki i taka dziwna nerwica cały czas się utrzymuję i zaczyna zwiększać się mój napęd to chyba dobrze napisał/a: Agusia1982 2011-08-30 10:04 Kurde nie wiem co Ci napisać bo z tymi lekami jest strasznie skomplikowana sprawa. Jak dla mnie powinieneś mieć jeden odpowiednio dobrany lek stały,ewentualnie jakiś doraźny a i tak to jak na mój gust za wiele. Zmieńmy troszkę temat...leki lekami okej a co robisz poza lekami by czuć się lepiej? Czy Twój lekarz jest sprawdzony czy z łapanki jak ja to nazywam? napisał/a: agasiz 2011-08-30 19:17 Dzięki za to, że wgle się odezwałaś do mnie. Lekarz u którego wpierw byłem byłem ordynatorem oddziały psych szpitala powiatowego, ale niestety cena wizyty nie poszła w jakość i byłem prowadzony przez lekarza ogólnego z marnym skutkiem no ale cudów nie można się spodziewać. Niedawno odkryłem NZOZ który specjalizuje się w terapii uzależnień i psychoterapii i tam przyjmuje psychiatra i teraz jestem ustawiany przez niego na antydepresanty. Na razie biorę tylko leki, żeby wrócić do "żywych" bardzo to trudne wykrzesać z siebie choć trochę sił do jakiegokolwiek działania. Ale staram się jak mogę nie zawsze wychodzi. Masz rację z lekami nie jest prosta sprawa ale z życiem jeszcze gorzej więc trzeba jakoś wypośrodkować. Pozdrawiam M napisał/a: Agusia1982 2011-08-31 11:30 Masz racje. Są osoby,którym wystarcza też takie,które radzą sobie same poprzez różne ćwiczenia i zmiany toku myślenia. Są tez takie jak ty...czy jak byłam ja,które bez leków nie ruszą. Mogę Ci tylko napisać,że mam ogromną nadzieje,że ten lek będzie trafiony. Widzisz ja nie popieram leków ale czasami tylko to potrafi postawić na nogi i dać powera do walki. Ja uważam ,że dzięki temu dałam rade walczyć,że teraz daje radę żyć normalnie. napisał/a: agasiz 2011-08-31 12:14 Wiesz ja teram mam bardzo trudną sytuacje w domu depresja na dodatek utrata pracy - dałem się wyrolować jak mało kto a od kilku nocy ten sam sen po którym jestem bardziej zmęczony i zdenerwowany niż kładę się spać. Oprócz tego takie dziwne ściśnięcie w żołądku mam nadzieje ze to tylko chwilowe przy zmianie leków bo może być wesoło albo i nie. Ja sam będąc pedagogiem nie umiem sobie pomóc to jest jakiś dance macabre. pozdrawiam napisał/a: Agusia1982 2011-08-31 19:50 No jak widać na załączonym obrazku każdego może spotkać. Nie wiem z jakim problemem zmagasz się domu...(jak chcesz możesz mi napisać na pw)a jeśli chodzi o pracę to nie zadręczaj się bo nie warto. Należy zamknąć ten rozdział i iść do przodu...nie patrz wstecz bo sam widzisz ,że to tylko utrudnia sprawę. Jeśli wiesz,że stało się to nie słusznie to niech żałują ,że stracili wartościową osobę w swych szeregach a ty znajdziesz coś lepszego. Sny sa zazwyczaj odzwierciedleniem tego co przeżywamy w ciągu dnia i od tego też zależy jak czujemy się rano. Witam! Mam 19 lat i jestem uczniem 3 klasy technikum. Kiedyś w swoim życiu doświadczyłem alkoholizmu w rodzinie. Był to krótki okres kiedy miałem 11 lat ale to pociągnęło za sobą różnorakie konsekwencje. Ze względu na problemy finansowe i brak wyjścia z sytuacji mój tata zaczął szukać rozwiązania w alkoholu. Potem zapisał się do AA i udało mu się zwalczyć nałóg. Wiadomo, że przez to nasza relacja już nigdy nie będzie taka jak była. W dzieciństwie słyszałem co pamiętam jak ojciec "zabije mnie i matkę", pamiętam do dziś tę sytuację i emocje, smutek i lęk z nią związane. 4 lata temu dowiedziałem się, że będziemy się przeprowadzać i przez to się załamałem. Zamknąłem się w sobie, nie nawiązywałem nowych relacji, nigdy nie miałem dziewczyny. Sytuacja finansowa sprawiła, że samemu zarabiałem na moje potrzeby i na przykład samemu kupowałem sobie ubrania. Pozytywnym aspektem tego było nabycie doświadczenia zawodowego, pracując w fast foodzie. Obecnie moje problemy skupiają się na na tym, że niezbyt odnajduję się w relacjach z innymi. Szczególnie boli mnie fakt, że nigdy nie miałem dziewczyny. Nie jestem przekonany co do mojej przyszłości, nie wiem co będę w życiu robił. Jak się w coś angażuję to robię to przez jakiś czas i jak się pojawiają przeszkody to porzucam to zadanie. Gdy jestem zły na siebie, ponieważ nie zrobiłem tego co sobie zaplanowałem, narzekam na życie i obwiniam o wszystko rodziców i moje pochodzenie lub uciekam od problemu. Ucieczka od problemu polega generalnie na odcięciu się od problemu i grze w jakąś grę komputerową, nałogowym oglądaniu bezwartościowych filmów na YT, bądź też masturbacji i przebywaniu na portalu erotycznym. Z tym ostatnim jest największy problem, ponieważ gdy zastosuje taką ucieczkę i spędzę na takim portalu parę godzin a podczas kwarantanny zdarzało się i dni (całych dni spędzonych tylko tam) to odczuwam potem ogromne poczucie winy i smutek, który rujnuje moje kolejne dni. Czasem też formą tej ucieczki jest narzekanie, potrafię parę godzin dziennie narzekać i użalać się nad sobą. Okres kwarantanny w większości był dla mnie zmarnowanym czasem, generalnie z mojej winy. Nie wykorzystywałem go w pełni, choć też nie mogę powiedzieć, że nie miał sensu. Przebyłem więcej z samym sobą i zrozumiałem siebie w większym stopniu niż na jakim to było wcześniej. Podczas zamknięcia w domu zacząłem się uczyć gry na gitarze po 30 min dziennie. Były momenty w których zamierzałem rzucić to hobby lecz przemogłem się i walczyłem by być w tym coraz lepszy. Teraz niestety nastąpił kryzys, by wejść na kolejny wyższy poziom gry na gitarze trzeba włożyć większy wysiłek a ja mam przed tym opory psychiczne i tego unikam. Podobnie też było kiedy zacząłem chodzić na siłownię na początku ubiegłego roku. Gdy zacząłem moim celem było zrzucenie wagi co siłą woli udało mi się (w tamtym okresie też zaprzestałem masturbacji co w moim odczuciu pomogło mi w osiągnięciu tego celu). Lecz tak samo w przypadku siłowni nie robiłem tego na czym mi zależało, wybierałem łatwiejsze drogi, zamiast uczyć się wykonywania poprawnej techniki ćwiczeń to wykonywałem wszystko byle jak przez co nabawiłem się drobnych kontuzji, co potem odrzuciło mnie od siłowni. Wiem, że problem jest we mnie i przez niego nie osiągnę w moim życiu istotnych dla mnie celów. Moi rodzice też są starsi ode mnie co też mnie smuci, że do końca nie rozumieją rzeczy, które mnie interesują. Boli mnie też fakt jak pomyślę, że nie miałem takiej młodości jak moi rówieśnicy. Podczas gdy oni chodzili na imprezy czy też wiedli ciekawe życie ja stosowałem uniki od rzeczywistości do rzeczywistości wirtualnej (bezczynnie grając w gry i oglądając filmy na yt). Mam tak, że jak gram w jakąś grę to nie odczuwam z niej radości, nie traktuję jej jako rozrywkę i po prostu gram albo oglądam film bez uwagi byle się odciąć od rzeczywistości. Apropo porzucania moich zajęć to widoczne to jest w wielu dziedzinach życia (zakupiłem sobie aparat by robić zdjęcia lecz potem się zniechęciłem, zakupiłem domenę pod bloga lecz nawet go nie dokończyłem i się zniechęciłem, uczyłem się programowania i po napotkaniu trudności się zniechęciłem). Ostatni parę lat spędziłem w wysokiej toksyczności (albo unikając rzeczywistości albo wyżywając się na rodzicach, krytykując ich za wszystko oraz narzekając). W okresie kiedy byłem tym całym negatywnym myśleniem najbardziej przeciążony udałem się na psychoterapię poznawczo-behawioralną. Byłem na 6 sesjach i potem zrezygnowałem. Do samej terapii nie mam żadnych zastrzeżeń, ponieważ to ja sam tak na prawdę nie wykonywałem zadań zleconych przez terapeutkę i traktowałem to jako pomoc bez wysiłku, myśląc, że samo przychodzenie tam mnie jakoś zmieni. Prawdą jest, że te sesje, które tam spędziłem pomogły mi w jakimś stopniu. Na pewno ukierunkowały w jakimś stopniu moje myślenie i zmusiły do refleksji nad sobą. Zniechęcony terapią skłamałem terapeutce, że nie mogę w niej uczestniczyć z powodów finansowych co było kłamstwem. Zaproponowała mi bezpłatne spotkanie wyjaśniające powody rezygnacji i odbywanie sesji tylko 2 razy w miesiącu. Ja nie odpowiedziałem na wiadomość, czuję się z tym mega nie fair. W tamtym czasie mając te 18 lat myślałem o tym tylko, żeby mieć więcej pieniędzy dla siebie nie zważając na to, że terapia na pewno pomogła by w dłuższym okresie czasu. Lecz tu widać kolejny aspekt mojego szybkiego rezygnowania i braku dyscypliny. Nie wiem co mam obecnie zrobić, marnuję swoje dni nie robiąc w większości nic produktywnego. 2 dni temu podczas mojej "ucieczki od rzeczywistości" założyłem znowu konto na portalu erotycznym. Akurat tam by do kogoś pisać trzeba wykupić konto premium co kosztuje 10zł. Łącznie na zakładanie nowych kont i wydawanie na to pieniędzy wydałem około 400zł. Raz zrobiłem to wieczorem i usunąłem zaraz po skończeniu masturbacji, czując poczucie winy, kolejny raz zrobiłem to wczoraj z rana i znowu wydając pieniądze i masturbując się usnuąłem tam konto. Przez kolejne dni odczuwałem ogromne poczucie winy i smutek związany z tym co zrobiłem. Sprawiło to nawet, że nie poszedłem dziś na praktyki zawodowe, które zostały dziś wznowione i wytłumaczyłem się w e-mailu do pracodawcy, że miałem problemy żołądkowe. Bałem się w tym celu nawet zadzwonić. Tak na prawdę poczucie winy i smutek sprawiły, że nie udałem się tam. Moje zachowanie nie było w żadnym stopniu odpowiedzialne i godne uznania za "dorosłe". Z moim negatywnym nastawieniem do życia staram się walczyć dlatego też prowadzę pamiętnik w którym zapisuję co danego dnia zrobiłem i jakie pozytywne rzeczy tego dnia się zdarzyły. Lecz moje negatywne zachowania (narzekanie i użalanie się nad sobą, wybuchy złości) jak dojdą do głosu to potrafią mi zabrać parę godzin z mojego dnia. Staram się też rozwijać na różne sposoby (czytam książki). Zakupiłem też książkę samopomocową na temat terapii schematów lecz nie stosuję tego wszystkiego w praktyce. Książka dała mi jednak na pewno jakąś wiedzę, która możliwe, że nawet podświadomie mi pomaga. Chciałbym coś w życiu osiągnąć i czuję, że marnuję moje naturalne zdolności i nie jestem tym kim mógłbym być. Zastanawiam się nad powrotem na terapię (to znaczy do innego terapeuty bo ten nie prowadzi już działalności w miejscu w którym mieszkam). Problemem jest to jednak, że nie chcę brać udziału w terapii online, która jest teraz jednym rozwiązaniem. W większości moi rodzice są w domu i mogliby usłyszeć taką rozmowę a to dla mnie jest intymna rozmowa o mich problemach i wolałbym odbyć ją w tradycyjnym stylu. Niestety obecnie to nie jest możliwe. Dlatego proszę o pomoc, o jakieś praktyczne rzeczy, które mogę zacząć zmieniać by w moim życiu było lepiej. Nie radzę sobie do końca z tym wszystkim.

nie daje sobie rady z życiem